3 Obserwatorzy
21 Obserwuję
Specynka

Lektura Specjalna

[Dopiero ogarniam, nie wiem, czy tu zostanę. :(]

Teraz czytam

Madame
Antoni Libera
Przekroczyć próg nadziei
Jan Paweł II
Edgar
Adam Bełda
Mamałyga
Konrad Ciok
Spięcie
Michał Murowaniecki
W skarbnikowym królestwie. Baśnie i podania śląskie
Andrzej Żak, Janina Porazińska, Kornelia Dobkiewiczowa, Maria Kann, Stanisław Wasylewski, Gustaw Morcinek, Roman Zmorski, Jan Baranowicz, Maria Kędziorzyna, Józef Ondrusz, Henryk Kodź, Jan Kupiec
Poezje wybrane
Nâzım Hikmet

„Księżyce…” jak owoce

Księżyce Jowisza - Alice Munro

[...] Munro do perfekcji opanowała wymagającą strukturę opowiadania, choć nadała jej bardzo impresyjny charakter. Brak u Kanadyjki sztywnych, zamkniętych zakończeń, opartych o wyrazistą pointę. Fabułę pozostawia otwartą, pełną niedopowiedzeń, rozmytą, domyślny ciąg dalszy zawieszając w stopklatce. A przecież trafia w samo serce, jak w idealnie (nie)domkniętych „Algach” — bolesnej historii o miłości, przemijaniu i pokornej nadziei, cierpliwie czekającej, aż przyjdzie jej czas. Głębokość „Księżyców…”, szerokość pola do refleksji moralnej, jaką obejmują są odwrotnie proporcjonalne nie tylko do objętości zbiorku, ale też do kameralnych, intymnych treści. Atmosfera opowiadań bywa duszna i klaustrofobiczna („Goście”), pełna stłumionego krzyku („Kolacja w Święto Pracy”), słodko-gorzka i melancholijna („Sezon na indyka”), w nienachalny, nieegzaltowany sposób przesycona smutkiem (tytułowe „Księżyce Jowisza”). Każde z opowiadań zbudowano szczegółami, płynnymi przejściami z wątku do wątku i od portretu do portretu (bohaterowie jednej opowieści niekiedy sami opowiadają drugą, własną) oraz ujmującą wrażliwością. Sceptycznie nastawieni do tego rodzaju literatury mogą zapytać, czy Munro nie otarła się o ckliwość. Czy faktycznie kobiety myślą tylko o przygodnych romansach, a z banału należy robić tragedię? Czy nie zanadto skrajna jest niechęć Munro do wielkich spraw i autorka zwyczajnie nie popadła w sentymentalizm? Owszem, nie każda fraza błyszczy, a tam, gdzie Munro wprost serwuje prawdy, tezy, wnioski, płynące z ust postaci (sama wciąż zachowuje bezstronność) — bywa nieco przyciężko i mdło, nadmiernie poetycko i zawile. Jednak te słabsze fragmenty nie psują doskonałej reszty. Warto też zadać sobie pytanie: co i kto uprawnia nas do ustalania priorytetów? Jak mamy odmówić komuś przeżywania żalu czy radości z rzekomo błahych zdarzeń? Przecież to egoistyczne ładowanie się z butami w cudze życie, co Munro trafnie zresztą diagnozuje:

 

„(…) stale ofiarowywała swoją pomoc (…). (…) Zawsze było jej pełno w domach, w których działo się coś niedobrego. Czysta szlachetność. Czysty szantaż.”[5]

 

Stawiając noblistkę pod ścianą, wpadamy w tę samą pułapkę, co jej bohaterowie: posiadający sprecyzowane sądy i miary, lecz gubiący się w nich jak we mgle. Mieć pretensje do Munro to mieć pretensje do samego życia — że wygląda, jak wygląda. Pisarka nie ma pretensji i uprzedzeń; dotyka życia gołą dłonią. Nie w rękawiczkach, nie przez bibułkę czy dziobiąc z dystansu patykiem. Podaje je czytelnikom jak świeżo zerwany, dziki owoc. Trochę cierpki, trochę słodki, z mnóstwem pestek, lekko gorzką skórką — orzeźwiający po mdłej papce czytadeł. I niebezpieczny, bo prawdę trudno przełknąć. Lecz tylko taka syci… A w „Księżycach Jowisza” syci i smakuje.

 

[5] Cyt. z recenzowanej książki, str. 150 (opowiadanie: „Wypadek”)

 

Całość recenzji na portalu Qfant:

http://www.qfant.pl/review/alice-munro-ksiezyce-jowisza/